Marsz Antyimigrancki w centrum Zielonej Góry — Ksenofobia osiągnęła nowe wyżyny
Spokojny piątkowy wieczór. Siedziałem z kilkoma znajomymi na tarasie jednej z kawiarni w centrum. Była to mieszana grupa cudzoziemców i Polaków — spotykaliśmy się, żeby napić się kawy, porozmawiać, jak to często robimy. Tym razem było nas mniej: jeden Hindus, jeden Czech, jeden Amerykanin, jedyny Libańczyk w Lubuskiem oraz trzech naszych polskich przyjaciół, w tym polski pastor. Grupa różnorodna etnicznie, religijnie i społecznie. Możecie więc sobie wyobrazić nasze zdziwienie i niepokój, gdy nagle, dwa metry od nas, w samym centrum Zielonej Góry przeszła około 100-osobowa grupa mężczyzn ubranych na czarno. Niektórzy z nich patrzyli w naszą stronę. Marsz “Patrol obywatelski” eskortowała policja, która swoją drogą dobrze wywiązała się z zadania pilnowania tej grupy, która z wyglądu przypominała niebezpiecznych stadionowych chuliganów.
Mieszkam w tym mieście od ponad 16 lat. Przyjechałem tutaj z Paryża, by założyć rodzinę i nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego. Nigdy też nie czułem się tu tak niepewnie.
Jak do tego doszło?
Odpowiedź jest prosta — polityka i politycy.
Pamiętam falę ksenofobii, która przetoczyła się przez Polskę w latach 2014-2015 podczas kryzysu syryjskich uchodźców. Wtedy jedna z partii politycznych (PiS) wykorzystała tę sytuację, by zdobyć poparcie i dojść do władzy. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że ci uchodźcy w ogóle nie byli zainteresowani przyjazdem do Polski — chcieli jechać dalej do Niemiec, więc nawet tu nie wchodzili, a co dopiero zostawali, a mimo to fala niechęci skierowała się również wobec innych cudzoziemców — jak choćby właścicieli kebabów z Bangladeszu, jeden z lokali nieopodal X-Demona został zdemolowany. Było też wiele innych incydentów.
I tym razem nie jest inaczej.
Były prezydent Zielonej Góry, który przegrał ostatnie wybory, od jakiegoś czasu podsyca nastroje ksenofobiczne na Facebooku. Po raz pierwszy trafiłem na jego post, gdy udostępnił wywiad z Francuzem, ojcem zamordowanego przez imigranta mężczyzny. Nikt nie interesował się kontekstem tej zbrodni — czy była to bójka gangów, kradzież, zwykły konflikt między mężczyznami? Dla polityka nie miało to znaczenia. Liczyło się tylko granie na emocjach i ostrzeganie mieszkańców Zielonej Góry przed „francuskim losem”.
Ten sam były prezydent ignorował ponad 400 morderstw popełnianych rocznie w Polsce przez Polaków na Polakach, a szukał sensacyjnych wydarzeń z zagranicy. Potem przyszły kolejne posty. Tym razem nie musiał sięgać aż tak daleko jak do Francji — wystarczył mu przypadek 19-letniego, pijanego Wenezuelczyka w Toruniu, który dopuścił się gwałtu. Sprawa była szokująca i brutalna, ale niestety nie jest odosobniona — rocznie w Polsce dochodzi do ponad 550 gwałtów. Tyle że żaden inny przypadek nie był dla byłego prezydenta tak „wartościowy propagandowo” jak ten.
Potem pojawił się kolejny post — tym razem o sześciu czarnoskórych chłopakach siedzących w parku w pobliżu szkoły. Polak nagrał telefonem dwóch siedzących na ławce, kilka metrów dalej było dwóch kolejnych, jeszcze dalej dwóch następnych. Sam fakt ich obecności w parku stał się powodem do podejrzeń. Oczywiście były prezydent natychmiast wykorzystał sytuację, by podsycać nastroje antyimigranckie.
I tak, w piątek, zetknęliśmy się twarzą w twarz z tą zastraszającą grupą. Marsz, który pokazuje, jak wielu cudzoziemców zaczyna postrzegać Polskę. Przynajmniej teraz wszystko jest jasne i widoczne.
Ksenofobia w Polsce
Wysoki poziom ksenofobii w Polsce nie jest niczym nowym. Wystarczy spojrzeć na sekcje komentarzy pod filmami o imigrantach w Polsce — większość komentarzy to głosy poparcia dla agresji, co jest wstydem dla narodu, który sam przez dziesięciolecia emigrował za chlebem.
Osobiście szacuję, że około 20% moich wieczornych wyjść wiąże się z jakimś nieprzyjemnym incydentem: ktoś mnie potrąci, podstawi nogę, powie „wracaj do siebie”, czy też jakiś pijany zaczepi z chęcią zaczęcia bójki. A nie wyglądam stereotypowo na imigranta — ubieram się dobrze, a z wyglądu przypominam raczej Południowca, Włocha albo Greka. Wielokrotnie pytano mnie, czy jestem Włochem. Skoro więc osoba wyglądająca na Włocha spotyka się z takimi sytuacjami — co musi przeżywać czarnoskóry mężczyzna? Nawet nie potrafię sobie wyobrazić.
Najbardziej niepokojące zdarzenie miało miejsce kilka miesięcy temu, w tej samej kawiarni, w której siedzieliśmy w piątek, tylko wtedy wewnątrz. Siedziałem z przyjaciółką, rozmawialiśmy po francusku, w prawie pustym lokalu, około godziny 19:00. Nagle podszedł do nas lekko podpity mężczyzna, krzyknął do niej „zamknij mordę!”, po czym zaczął nas wyzywać i oznajmił, że „w Polsce po francusku się nie gada”. Dodał też, że „ten facet, z którym siedzisz, to pewnie żaden Francuz, tylko jakiś pierdolony Arab”. Byliśmy oboje w szoku, ale i boleśnie świadomi, jak głęboko zakorzeniona jest ksenofobia w tej społeczności.
Czech, który był z nami w piątek — świetnie mówi po polsku, blondyn, sympatyczny i spokojny — opowiedział o incydencie sprzed kilku tygodni. Pijany mężczyzna zapytał go, czy jest Polakiem czy Ukraińcem. Ze strachu odpowiedział „Polak”. Tamten oznajmił, że gdyby było inaczej, to by go pobił.
Ksenofobia mężczyzn wobec mężczyzn
Pytałem wiele cudzoziemek o ich doświadczenia — od Afrykanek, przez Arabki, Latynoski, po Azjatki. Większość z nich nie doświadcza nawet ułamka niechęci, z jaką mierzą się cudzoziemcy-mężczyźni w Polsce. Co wiele tłumaczy — gdy do Polski masowo przybyły uchodźczynie z Ukrainy z dziećmi, nie było wobec nich większej wrogości. Ale gdy zaczęło pojawiać się więcej ukraińskich mężczyzn — niechęć wzrosła. To czysta ewolucja — od tysięcy lat mężczyźni postrzegają obcych mężczyzn jako konkurencję, a obce kobiety jako potencjalny zysk.
Rozwiązanie?
Trzeba działać na wielu płaszczyznach — ograniczyć nielegalną imigrację, ale i ksenofobię. Przede wszystkim uświadamiać ludzi, jak bardzo manipulują nimi politycy. Nie ma bardziej bezwzględnego środowiska niż politycy i trzeba ich zdemaskować.
Problem 1:
Niemcy odsyłają do Polski nielegalnych imigrantów, twierdząc, że przyszli z Polski. Rozwiązanie? Zamknąć granicę i nie przyjmować ich z powrotem. Albo podpisać umowę z krajem trzecim i tam ich deportować. Obecny rząd nie ma na to odwagi — potrzebny jest nacisk społeczny w postaci marszów nie przeciw imigrantom, a przeciw politykom.
Problem 2:
Rosnąca liczba legalnych cudzoziemców, bo firmy wolą zatrudniać tańszych pracowników z zagranicy niż podnieść pensje Polakom. Sam znam firmę, która zatrudniała nawet Koreańczyków z Korei Północnej. Zamiast inwestować w lokalnych pracowników, przedsiębiorstwa importują tańszą siłę roboczą.
Problem 3:
Afera wizowa. Tysiące wiz zostało sprzedanych w ramach korupcji. Ci, którzy przyjechali w ten sposób, powinni zostać deportowani i ewentualnie zwrócić pieniądze.
Problem 4:
Gospodarka platformowa. W Zielonej Górze rośnie liczba cudzoziemców pracujących w dostawach jedzenia. Nie znając języka, mogą łatwo znaleźć zatrudnienie. Firmy gig economy, podobnie jak korporacje, zarabiają na taniej sile roboczej. Co więcej — część imigrantów zaczyna nawet wyjeżdżać z Niemiec, by zamieszkać i pracować w tańszej Polsce właśnie dzięki możliwościom, jakie daje gig economy.
Zielona Góra żyje z turystyki (Winobranie itd.). Tego typu incydenty ksenofobiczne szkodzą reputacji miasta.